×

Gramy na stare, czy na nowe?

17 czerwca 1990 roku. Irlandia gra z Egiptem w ramach fazy grupowej Mundialu we Włoszech. Mundialu, określanego jako najnudniejszy, jaki kibice mieli okazję oglądać. Irlandia nie ma pomysłu na grę, wynik 0:0 wydaje się dość korzystny. W pewnym momencie Patrick „Packie” Bonner, bramkarz „Zielonej Armii” otrzymuje podanie od kolegi z zespołu, po czym łapie piłkę w swoim polu karnym. Po chwili upuszcza futbolówkę na murawę, prowadzi ją przy nodze w obrębie szesnastki, a w odpowiedzi na reakcję egipskich napastników ponownie łapie. I tak przez prawie 6 minut. Akcja zostaje wstydliwą wizytówką nieatrakcyjnych Mistrzostw, ale także zapalnikiem gorącej dyskusji. Dyskusji, która miała doprowadzić do, zdaniem wielu ekspertów, najistotniejszej zmiany w przepisach w nowoczesnym futbolu. Mowa oczywiście o tzw. back pass rule, regule zakazującej bramkarzowi łapania piłki celowo zagranej do niego przez partnera, przy użyciu części ciała poniżej kolana.

Gra na czas i zabijanie widowiska

Nowa zasada miała zapobiec mijającej się z duchem fair-play grze na czas, coraz częściej znajdującej zastosowanie na piłkarskich boiskach. Dotychczas każdy piłkarz mógł w każdej sytuacji zagrać futbolówkę do bramkarza, by ten ja złapał i przetrzymał do momentu zwolnienia gry i ponownego ustawienia się drużyn. Następnie bramkarz miał 2 rozwiązania – daleka piłka, o którą jego koledzy powalczą z cofniętymi rywalami, bądź poturlanie piłki do najbliższego obrońcy. Ten mógł z kolei podholować piłkę w stronę środka boiska, a gdy rywal zacznie wywierać presję, powtórzyć schemat i bez ryzyka kraść sekundy.

Niemal ikonicznym można nazwać zagranie, jakim Graeme Souness (ten Pan ambasadorem fair-play zdecydowanie nie był, odsyłam do video na końcu tekstu) popisał się w meczu Pucharu Europy w 1987 roku, pomiędzy Glasgow Rangers, a Dynamem Kijów. Widać je na poniższym filmiku, około 6:20. Niewinne wycofanie, pokazujące dobitnie, że nawet nieatakowany zawodnik mający opcje rozegrania potrafił wybrać w takiej sytuacji absolutne uziemienie akcji. Byle tylko nie ryzykować kontry rywali i zyskać cenny przy korzystnym wyniku czas. Warto zauważyć, że z możliwości przetrzymania piłki nie skorzystał przy 1 golu bramkarz gości, Viktor Chanov, popełniając fatalny błąd przy zbyt szybkim wyrzucie (na tamten moment Dynamo prowadziło w dwumeczu 1:0).

Horyzonty po Back Pass Rule

Pierwszymi rozgrywkami, w których zastosowano zasadę, były Letnie Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie w 1992 roku. Już w pierwszym meczu sędzia podyktował pośredni rzut wolny dla USA, po tym, jak bramkarz reprezentacji Włoch złapał piłkę podaną przez partnera z drużyny. Nowa reguła, jak każda, miała swoich zwolenników i wrogów. Przyczyniła się do wielu kiksów, nieporozumień, a nawet kontuzji. Te wynikały jednak głównie z niepewności zawodników, którzy potrzebowali czasu na przystosowanie się do innego modelu gry. Profil klasycznego środkowego obrońcy wymagał aktualizacji – koniecznością stął się rozwój umiejętności gry z piłką przy nodze. Większe znaczenie dla stoperów zaczął mieć przegląd pola, a więc cecha dotychczas charakteryzująca głównie zawodników środka pola.

Realny wpływ wprowadzenia back pass rule dało się zauważyć w zasadzie od razu. W Serie A, lidze najbardziej defensywnej, średnia ilość goli na mecz wzrosła z sezonu na sezon z 2.27 do 2.80. Średnia bramek Mundialu w 1990 roku wyniosła jedynie 2.21 na mecz. Na wcześniejszych imprezach było to 2.81 gola w 1982 i 2.54 w 1986 roku. Ubóstwiany przez pokolenie naszych rodziców mundial 1994 przyniósł już 2.71 trafienia na spotkanie. Stosunkowo niewielki wpływ Back Pass Rule wywarła na ilość bramek zdobywanych na wyspach. Tam niezaawansowani taktycznie i toporni obrońcy, pozbawieni możliwości bezpiecznego zagrania do słabego w grze nogami bramkarza, ekspediowali ją w trybuny. Jednak również tam wpływu zmiany na styl gry nie dało się nie zauważyć.

Back pass rule, a przestrzeń dla piłkarzy wszechstronnych

Napastnikom zaczął się opłacać pressing, w końcu obrońcy nie mogli się ratować pewnym zagraniem do tyłu. Bramkarze musieli nauczyć się gry nogami, bo u niektórych umiejętność przyjęcia piłki stała na fatalnym poziomie. Fatalnym do tego stopnia, że ryzykowne było cofanie do nich futbolówki nawet w sytuacjach, gdy mieli nad rywalami 20-30 metrów przewagi. Obrońcy zmuszeni zostali do poszerzenia arsenału zagrań, ograniczonego do długich piłek, oraz wybić na aut, które, na dobrą sprawę, odkładały tylko problem. Grające wysokim pressingiem formacje ofensywne i zobligowani do bezpieczniejszej gry obrońcy odsunęli się od środka pola, co dało więcej przestrzeni pomocnikom.

Ciężko sobie wyobrazić rozwój futbolu do formy, jaką znamy dzisiaj, bez uniwersalizacji roli obrońcy. Bez środkowych defensorów pokroju Ferdinanda, Hierro, czy Cannavaro – twardych i skutecznych w obronie, ale też zdolnych do precyzyjnego i dynamicznego wyprowadzania piłki do przodu. Gdzie była by piłka nożna, gdyby nie ekspansja gry wszerz boiska, która najpierw dawała angaż takim kocurom jak Thuram, Cafu, czy Roberto Carlos, by finalnie wykreować absolutnych wszechgrajków – Lahma, Marcelo, Daniego Alvesa, Kimmicha. Jak, w zawężonej i pomijanej w grze „na aferę” linii pomocy rozgrywaliby Xavi, Pirlo, Seedorf, Gerrard, czy Lampard.

W grze opartej o wysokie piłki do niemal nieruchomych napastników nigdy nie odnaleźliby się Bergkamp, Shevchenko, czy Henry. Wielu atutów nie wykorzystałby Gianluigi Buffon, czy zwariowany Oliver Kahn (chociaż jemu akurat zdarzało się nadużywać nóg). Model Keeper-Sweeper, spopularyzowany przez Manuela Neuera, być może w ogóle nie zacząłby funkcjonować. A to, bez przesady, olbrzymia zasługa tak niewielkiej i niepozornej zmiany w przepisach (na marginesie – do roku 1997 bramkarz mógł jeszcze łapać piłkę rzuconą mu z autu).

Dobra zmiana, dobre czasy

Dynamiczny, bardziej techniczny, a przede wszystkim widowiskowy futbol. Rozgrywka skrojona do telewizyjnych transmisji, do których prawa są z roku na rok coraz droższe, ale i bardziej dochodowe. Właśnie to uzyskaliśmy, pozbawiając piłkarzy możliwości nudziarskiej i totalnie pozbawionej ducha rywalizacji gry na czas. Oczywiście, dziś wciąż obserwujemy tego typu przypadki, jednak narzędzia do takich manewrów są już mocno unormowane. Nie potrafię sobie dziś wyobrazić oglądania na boisku 22 graczy jednozadaniowych – urok takowych polega na ich wyjątkowości, nie wszechobecności. A w formule zbliżonej do futbolu totalnego, miejsca na wyjątkowość jest dużo więcej.

A poniżej jeszcze parę hardkorowych highlightów wspomnianego Graeme Sounessa:

Dworas

Share this content:

Genetyczny dziedzic ciężkiego przypadku manii okołosportowej. Piła, skoki, sporty walki, i co wpadnie w oko i ucho. Chciałbym kiedyś uczyć historii sportu w szkole.

Opublikuj komentarz